Na lotnisku w Krabi przywitała nas ogromna kolejna do okienka paszportowego, ale nie pozostawało nam nic innego jak tylko w niej czekać... Po prawie godzinie wydostaliśmy się w końcu z terminala i za 90 bht od osoby wykupiliśmy transfer busikiem do centrum miasta, gdzie zaklepany mieliśmy już hotel. Kierowca kurs skończył ok. kilometr od naszego celu, więc pozostały dystans pokonaliśmy spacerkiem.
Wybór hotelu okazał się strzałem w dziesiątkę, gdyż pod jego oknami znajdował się ogromny targ z jedzeniem, co zdecydowanie nas ucieszyło :) Po zrzuceniu plecaków w pokoju, ruszyliśmy na podbój ulicznej gastronomii. A było w czym wybierać, na stoiskach pełno było najróżniejszych potraw, owoców, słodyczy, szaszłyków itd., a wszystko w ulicznych cenach :) Robiliśmy więc kolejne rundki próbując coraz to nowych smaków, a konsumować można było na centralnie położonym placu ze stolikami i krzesłami, gdzie znajdowała się również scena ze śpiewającymi na żywo Tajami, coś ala karaoke ;) Zdecydowanie nasze serca po raz kolejny podbiła bardzo pikantna sałatka z zielonej papai, czyli som tam. Jedliśmy ją już kilka razy, ale tutaj pani prowadząca stragan tylko z sałatkami opanowała sztukę przygotowywania jej do perfekcji :)
Oprócz wrażeń gastronomicznych mieliśmy jeszcze za zadania zakupić transport na następny dzień na jedną z wysp, gdzie chcieliśmy spędzić ostatnie dni wyjazdu. Długo zastanawialiśmy się gdzie uderzyć. Zarówno Krabi jak i Phi Phi niespecjalnie nas przekonywały, za dużo się naczytaliśmy negatywnym recenzji o tłumach ludzi i komercji, żeby ryzykować tam ostatnie dni wyjazdu. Po długim namyśle postanowiliśmy uderzyć na wyspy Trangu, gdzie spędziliśmy rok temu kilka dni na przepięknej Koh Kradan. Tym razem dla odmiany postanowiliśmy zobaczyć pobliską Koh Mook, która opinię ma mniej rajskiej, jednak tańszej i mającej więcej opcji noclegowych i gastronomicznych. I tam też zakupiliśmy transport na rano.
Następnego dnia po śniadaniu zaczęliśmy zbierać się do odjazdu, jednak po raz kolejny naszły nas wątpliwości czy nie udać się jednak po raz drugi do ośrodka Ao Niang na Koh Kradan. Szybki telefon z pytaniem o wolne domki (zaklepaliśmy jeden za 900 bth za noc) i stwierdziliśmy, że jeżeli uda nam się zmienić transport z Mook na Kradan, to wracamy do Ao Niang Beach Resort:)
Po jakimś czasie przyjechał busik, którego kierowca stwierdził, że bilety możemy zmienić na przystani. Dojechaliśmy do niej po ok. 1,5 godziny jazdy, gdzie było już sporo turystów i punkt check in na łódki na różne wyspy. Ze zmianą transportu na Kradan nie było problemu, klamka więc zapadła i zdecydowanie nie pożałowaliśmy tej decyzji :)