Promem przybyliśmy na Koh Tao, gdzie na starcie zaskoczyła nas mocno zmowa cenowa taksówkarzy na wyspie. Za podwózkę do oddalonej o 2 km plaży taryfiarz (a właściwie wszyscy) chciał 800 thb, czyli prawie 100 zł!!! A benzyna kosztuje tu 3 zł za litr... I nic nie zmienia fakt, że wyspa jest mocno górzysta. Po negocjacjach cena spadła do 400 thb co wciąż jest zdzierstwem, ale do przełknięcia przy 8 osobach, w upale i z bagażami. Wraz z Pendrakami udaliśmy się do Rocky Resort przy plaży Haadtien (Shark Bay), gdzie robiłem rezerwację telefoniczną domku za 800 thb, potwierdzaną później osobiście przez koleżankę przez, która była na Koh Tao. Na miejscu okazało się jednak, że rezerwacji żadnej nie ma, właścicielka twierdziła że nikt nie dzwonił i nikogo nie było... Co najmniej nieładnie z ich strony, ale udało się na szczęście temat odkręcić. Okazało się, że są wolne 2 domki za 1200 thb (najdroższe), ale udało się je stargować na 800 thb- moim zdaniem kobiecie było głupio, że ściemnia i olała naszą rezerwację, stad ten dobry deal. Niemniej dostaliśmy fajne domki z pięknym widokiem z góry na całą zatokę. Przez pierwsze 3 dni mieliśmy problem z wodą (ciągle jej brak lub bardzo słabe ciśnienie), ale po kilku mniejszych naprawach wymienili nam całą kanalizację i było już ok :) Sam resort położony jest na skałach nad wodą, na skraju plaży, gdzie przedostać się można wodą (suchą nogą przy odpływie lub brodząc po pas przy przypływie) lub poprzez akrobacje z płotkiem i beczką miedzy tarasem sąsiedniego ośrodka ;) Ośrodek ma knajpkę przy wodzie, ale menu jest skromne (podobnie jak porcje), cenowo szału nie ma, a dodatkowo mają tam remont- suma summarum żywiliśmy się "na mieście" gdzie był ogromny wybór najróżniejszych lokali.