Już na samym starcie pobytu na Koh Samui czekał nas miły akcent, gdyż z portu odebrała nas konkretna reprezentacja :) Podwieźli nas do naszego resortu, Palm Point Village, gdzie za ok. 55 zł dostaliśmy fajną chatkę na pięknej plaży, 50 metrów od morza :) Ogarnęliśmy się i ruszyliśmy do sąsiedniego ośrodka, gdzie spotkaliśmy resztę rodzinno- przyjacielskiej ekipy, w tym relacjonujących na geoblogu swą podróż po Azji Pendraków (Pendrak Pol poza miastem). Reszta dnia upłynęła nam na bardzo miłej integracji przy pysznych potrawach z grilla i kąpielach w morzu i basenie :) Szybko wczuliśmy się w wakacyjny klimat :)
Następnego dnia po śniadaniu spakowaliśmy się i oczekiwaliśmy na Pendraków, którzy mieli przyjechać po nas taksówką i wspólnie mieliśmy udać się na pobliską przystań, gdzie czekała reszta ekipy z biletami na prom na Koh Tao. Gdy przyjechali atmosfera w taksówce już była bardzo napięta, gdyż taksówkarz w trakcie jazdy zmienił ustaloną wcześniej cenę. Po ogólnych protestach kierowca stwierdził, że jak nam się nie podoba, to on nas wysadza w połowie drogi (i chce zapłątę za całość) albo odwozi do hotelu i radźcie sobie sami. Żadna z opcji nam nie pasowała (gdyż mieliśmy mało czasu do statku), ponadto chamstwo i buta taksówkarza mocno nas wkurzyło. Była nas jednak czwórka, więc po ostrej awanturze udało nam się zmusić kierowcę, żeby się zatrzymał i nas wypuścił. Na przystań ruszyliśmy pieszo, gdzie zdążyliśmy w ostatniej chwili ;]