Na Koh Adang są dwie możliwości jeżeli chodzi o piesze wycieczki- można udać się do wodospadu lub na punkt widokowy. I właśnie z tej piewszej możliwości skorzystaliśmy i w dniu dzisiejszym udaliśmy się na trekking na Wodospad Piratów :) Nazwa pochodzi od legendy, mówiącej że piraci swego czasu pływali po tych wodach i wodospad służył im za źródło wody pitnej.
Trasa do wodospadu jest całkiem nieźle oznaczona (tabliczki ze strzalkami co jakiś czas), więc zgubić się raczej ciężko, a przynajmniej do czasu ;] Trasa w jedną stronę to 2 km, więc wycieczka w obie strony to ok. 2-3 godziny. Ścieżka zaczyna się na pięknej plaży, skąd skręca dość stromo w dżunglę. Następnie aż do wodospadu wiedzie przez piękny, pełen życia las tropikalny. Są tu ogromne i stare drzewa, gigantyczne paprocie i nieznane nam rośliny, liany itd. Oprócz tego co jakiś czas w gąszcz umykają jaszczurki, wokół hałasują ptaki i owady, a czasem w buszu słychać jakieś większe zwierzęta (małpy, dzikie świnie albo coś jeszcze innego?).
Trasa wiedzie cały czas przyjemnie zacienionym lasem, co jest nie bez znaczenia przy ostro smalącym słońcu. Wycieczka jest naprawdę ciekawa i oprócz pięknej przyrody co chwila czekają podejścia i zejścia, przeprawy przez zwalone drzewa, przeciskanie się wśród lian czy wdrapywanie na skały. Ścieżka jest dobrze oznaczona, aż w końcu docieramy do miejsca gdzie pojawiają się spore głazy poprzecinane strumieniami spływającymi z góry. Jest pora sucha i nie wiemy czy to już jest wyschnięty wodospad, czy może mamy iść dalej.Tym bardziej, że ścieżka i znaki w zasadzie znikają i przed nami jest tylko opcja wspinaczki po głazach. Ciekawość zwyciężyła i zaczęliśmy wdrapywać się po skałkach zgodnie z płynącym strumieniem, pośród przepięknej, tropikalnej roślinności. Całość naprawdę robiła wrażenie. Ubiór oczywiście ala Indiana Jones, czyli stroje kąpielowe i klapki ;] Gdy zwątpiliśmy już czy dalsza droga ma sens i chcieliśmy zawracać, postanowiliśmy podejść jeszcze ostatni kawałek. No i okazało się, że zawrócilibyśmy 100 metrów od celu ;] W końcu naszym oczom ukazała się mała tabliczka „Pirate Waterfall” i niewielki, spływający po skałach wodospad :) Nie obyło się oczywiście bez sesji zdjęciowej i można było ruszać w drogę powrotną. Ta zleciała szybko i po 40 minutach byliśmy spowrotem na plaży. Całość wycieczki była naprawdę fajna, trasa jest ciekawa i urozmaicona i możemy ją jak najbardziej polecić.
Dziś jest nasz ostatni dzień pobytu na Koh Adang, choć i tak jesteśmy dzień dłużej niż mieliśmy być. W międzyczasie zwolnił się jeden domek na jedną noc, więc udało się przedłużyć pobyt o dobę. Jutro przenosimy się na ostatnie dni na pobliską Koh Lipe, więc daleko nie będziemy i zawsze możemy tu wpadać na plażę :)
A sama wyspa zrobiła na nas naprawdę świetne wrażenie. Plaże są przepiękne, z białym piaskiem i lazurową wodą i przede wszystkim puste. Pocztówkową, kilkusetmetrową plażę można mieć przez większość dnia tylko dla siebie. Niby wszystkie domki (jest ich około 20) są zajetę, jest też trochę ludzi w namiotach, ale wogóle tego nie czuć, wszędzie jest cicho, pusto i spokojnie. Wyspa jest fantastyczna i chętnie zostalibyśmy dłużej, ale że wolnych noclegów brak, więc jutro czas na nowe miejsce.