Po tygodniowym pobycie na Koh Kradan nadszedł czas by ruszyć dalej. Decyzja rodziła się w bólach, bo wyspa absolutnie nas zachwyciła i wyjeżdżać nie jest latwo. Chęć zobaczenia również innych miejsc chwilowo wygrała, niemniej kto wie czy tu jeszcze nie wrócimy ;]
Kradan to wyspa o przepieknych plażach z lazurową wodą i białym piaskiem, bogatą rafą koralową, wnętrze porośnięte jest bujną, zieloną dżunglą, a całości dopełnia atmosfera spokoju i relaksu. Do tego jest tu całkiem komfortowa infrastrukutra (jak na nasz backpackerskie wymogi oczywiście), a jednocześnie na tyle skromna że nie ma tu tłumów i masowej turystyki. W godzinach szczytu na główną plażę przypływa sporo wycieczek z innych wysp i z lądu i robi się tam trochę tłoczno, ale trwa to około 2 godzin i znów jest pusto. Natomiast w naszym położonym na uboczu ośrodku pustawo i spokojnie jest cały czas :)
Wyspy Trangu (bo do tej grupy zalicza się Koh Kradan) są jeszcze jak na Tajlandię stosunkowo niewyeksploatowane turystycznie, ale pewnie za jakiś czas to się niestety zmieni. Może nie będzie tak źle, niemniej warto korzystać póki na to czas ;]
Nasz typowy dzień tutaj wyglądał tak że budzliliśmy się „rano” po 10-12 godzinach snu, kąpaliśmy się w morzu, jedliśmy dobre śniadanko pod palmą na plaży, potem snorkeling, pływanie, relaks, obiad, snorkeling, pływanie, relaks, kolacją na plaży, film na dobranoc i od nowa ;] Żyć nie umierać :)