No wiec zgodnie z planem 21 grudnia wyladowalismy na Palawanie, w Puerto Princesa. "Stolica" Palawanu okazala sie malym miasteczkiem w wioskowo-wyspiarskim klimacie. Jest to jedyne miasto na calej wyspie gdzie sa bankomaty, musielismy wiec odwiedzic jeden z nich przed dalsza podroza. Potem wsiedlismy w busa i ruszylismy do San Vicente, skad miala odebrac nas lodka z Coconut Garden Island Resort. Palawan to piekna i dziewicza wyspa, cala porosnieta dzungla, wiec widoczki podczas podrozy byly bardzo ladne. Po 4 godzinach dotarlismy do portu w San Vicente, skad zabrala nas lodka i po godzinie plyniecia wyladowalismy na Cacnipa Island.
Coconut Garden to super fajny osrodek na malej wysepce. Piekna, biala plaza, palmy, lazurowa woda, i dobre jedzenie- czego chciec wiecej :) Ostatnie dni minely nam wiec na plawieniu sie w morzu, jedzeniu i nic nierobieniu ;] Tutaj tez wypadly nam Swieta- mielismy barszcz czerwony knorra, stek z tunczyka zamiast karpia, krewetki w roli sledzia i deser z bananow jako kutie ;p Zdecydowanie miejsce godne polecenia!